Lacto-10 to jedyny w swoim rodzaju krem, który przyspiesza odmładzanie skóry, na nowo definiując jej strukturę, poprawiając jej koloryt i poziom nawilżenia. To miał być hit dla mojej skóry, a jak się sprawdził? Zapraszam do lektury.
Krem został mi polecony przez lekarza dermatologa. Kosmetyk kosztował 210 zł, a mamy go 50 ml. Na pocieszenie napiszę, że jest naprawdę wydajny. Opakowanie świetne, bardzo poręczne. Krem ma lekką konsystencję, dobrze się aplikuje i wchłania, nie pozostawia tłustej warstwy, nadaje się pod makijaż. Mamy tutaj 10 % kwas mlekowy, a mimo to kosmetyk był naprawdę łagodny, nie powodował typowych podrażnień związanych zazwyczaj ze stosowaniem alfa-hydroksykwasów (AHA). Pachnie ładnie, cytrusowo. No i to tyle jeśli chodzi o plusy. Stosowałam krem prawie 4 miesiące. Właściwie nie zauważyłam, żeby krem w jakikolwiek sposób złuszczył i zregenerował mój naskórek. Skóra wygląda tak samo. O odmłodzeniu nie ma mowy. Niestety nie zniwelował także moich przebarwień posłonecznych występujących na czole. Szkoda, bo właściwie na to liczyłam. Cóż dodać, słabiutko wyszło. Straciłam czas i pieniądze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz