Marki Miya nie znałam, ale że kosmetyki mają dobre opinie w internecie i są przystępne cenowo, postanowiłam kupić nawilżający krem pod oczy.
Za 15 ml opakowanie kremu zapłacimy w promocji około 30 zł. Kosmetyk otrzymamy w szklanym słoiczku zapakowanym w kartonik. Nie przepadam za słoiczkami, bo nie lubię pchać palców do kremu (mam długie paznokcie). Jest to produkt wegański. Skład całkiem fajny, mamy wyciąg z kwiatów jeżówki, kofeinę, masło Shea, ekstrakt z czerwonej akacji, olejek canola, prowitaminę B5 i witaminę E.
Konsystencja jest kremowa, dobrze się rozprowadza i szybko się wchłania praktycznie do mata. Byłam pozytywnie zaskoczona, bo rzadko który kosmetyk tak się na mojej skórze zachowuje. Nadaje się pod makijaż. Nie szczypie w oczy.
Przechodzimy do meritum, czyli działania. Nawilżenie? Słabe. Może dla 20-latki taki poziom nawilżenia będzie zadowalający, ale dla "starszej" koleżanki już niekoniecznie. U mnie bez serum pod kremem się nie obeszło. Tym bardziej dziwi mnie zapewnienie producenta, że krem "zmniejsza widoczność linii i zmarszczek, wygładza, ujędrnia, działa przeciwstarzeniowo". Raczej nie skuszę się ponownie.
kremów pod oczy sprawdziłam dość sporo, często obietnicie porducenta są niestety dalekie od rzeczywistości
OdpowiedzUsuńSuper wpis, który ma mnóstwo ciekawych informacji.
OdpowiedzUsuń